„Łuskanie światła” Jędrzeja
Morawieckiego (zbiór reportaży, ukazujących społeczeństwo rosyjskie w chwilę po
upadku komunizmu) – to jedna z tych książek, po którą od razu chce się sięgnąć
– po spotkaniu z opracowaniem: „Zobaczyć – opisać – zrozumieć. Polskie reportaże literackie o rosyjskim
imperium” Moniki Wiszniowskiej. O książce dr Wisznioswskiej będzie odrębny
post w przyszłości, dzisiaj tylko kilka słów o jednej z tych pozycji, na które autorka
zwróciła uwagę i na których oparła swoją
pracę.
„Łuskanie światła” jest zbiorem reportaży o dosyć szerokiej
tematyce, częściowo poświęconym „mesjaszowi z Syberii” i ludziom, którzy przyłączyli się do sekty
Wissariona i przenieśli się do tajgi, by uciec od materialnego świata. W innych
rozdziałach autor zdaje relację z podróży koleją Transsyberyjską (i jest to
opis utrzymany w znacznie bardziej realistycznym tonie i mniej romantyczny od tego,
który znamy z książki Piotra Milewskiego klik). Wśród reportaży znajdziemy
również sprawozdanie z pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Kazachstanu (ciekawe
doświadczenie, bo relacja nie jest tym razem ukazana z perspektywy Polaków), by
zaraz potem poznać refleksje geologów, politologów, matematyków, filozofów i
socjologów rosyjskich, którzy spotkali się na kongresie poświęconym
globalistyce. Tematyka jest dosyć różnorodna, ale w tym szaleństwie jest metoda. „Łuskanie światła” jest jedną z tych książek, które powstały trochę
na przekór (dla przeciwwagi fascynacji Unią) i których autorzy dokonują próby „odczarowania
Rosji”. Reportaże ukazują Rosjan (a w
zasadzie obywateli byłego ZSRR) w szczególnym momencie – poznajemy ich przez
wniknięcie w „rosyjską duszę” – dosyć zagubioną w nowej rzeczywistości,
starającą się poradzić sobie z kryzysem wiary i troską o to, co może przynieść
globalizacja. Szczerze mówiąc jest to także obawa samego autora. Jędrzej
Morawiecki piszący ze sporą empatią o swoich bohaterach (mieszkających raczej
gdzieś na zapomnianych peryferiach, a nie w metropoliach) – niepokoi się, by zbyt
intensywne zainteresowanie tymi regionami nie popsuło czegoś delikatnego i
kruchego; żeby zbyt liczni zachodni turyści nie przynieśli z sobą i nie
zaszczepili miejscowym ludziom swojego zachodzniego zniechęcenia i zmęczenia swoją cywilizacją.
Lubię czytać reportaże, dlatego chyba skuszę się na tę pozycję. ;)
OdpowiedzUsuńNa myśl przychodzą od razu teksty Swiatłany Aleksijewicz zawarte w książce "Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka" - wydaje mi się, że obie pozycje mogą stanowić dla siebie idealne uzupełnienie.
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie autorka, którą koniecznie muszę poznać. Nie wiem czy akurat od tej pozycji - chociaż... czemu nie? Definicję homo sovieticusa stworzył podobno Zinowiew, ale literaci, filozofowie i reportażyści chętnie podchwycili to pojęcie. Szeroki temat. Chętnie poznam, co na ten temat piszą najlepsi...
Usuń