„Droga
Jeanne. Wczoraj widziałem Amarcord. Zręczny montaż. Federico
Fellini zrobił na mnie wrażenie, może nawet mnie uwznioślił. Wzbudził we mnie
coś w rodzaju świętego zapału, z jakim śpiewaliśmy pieśni maryjne na
nabożeństwach majowych albo z dziadkiem Knapkiem (…), czy też z naszą
nauczycielką rosyjskiego Lubow Ordeltovą Wstawaj, strana agromnaja, na
smiertnyj boj… Wciąż słyszę muzykę, która towarzyszy napisom. Skomponował
ją Nino Rota. Nadaje się do tańca, a jednocześnie jest jakby rozmarzona. Po
wierzchu żywiołowa i figlarna, w głębi zmysłowa, na samym dnie wyczuwam smutek…
Jakieś przeczucie?”
„(…)Takie
kawałki roztrzaskanej całości. Tym cenniejsze, że dziadek i babcia powierzyli
nam je dopiero po wielu latach po lutowym przewrocie, kiedy
komuniści skonfiskowali im majątek i wygnali ich ze Zlína. Strzępki zdarzeń opowiadanych bez emocji, czasem z
nutą komizmu. Tak sobie wyobrażam ocaloną godność” –
fragmenty książki
Tłumacz: Dorota Dobrew
Liczba stron: 556
Wydawca: Książkowe Klimaty
Seria: Czeskie Klimaty
Data wydania: listopad 2017
Dřevnica - to rzeka przepływającą przez Zlín, miasto w Czechach na wschodnich Morawach. Zdanie
to nasuwa się automatycznie, bo przecież tytuł wymaga paru słów wytłumaczenia,
aczkolwiek nie oddaje, nawet nie nawiązuje do klimatu książki. Lepiej byłoby
powiedzieć: Dřevnica - to rzeka przepływającą przez Zlín, ale przez Zlín dzisiaj już nieistniejący, niemal mityczny
– miasto dzieciństwa autora. Zdanie w nowej wersji jest bliższe prawdy, ale
jeszcze nie oddaje wielowarstwowości książki, która jest pozycją
autobiograficzno-wspomnieniową, ale autor przecież nie ogranicza się wyłącznie
do ukazania swojej przeszłości i sportretowania najbliższych ludzi. Ta
opowieść ma głębsze dno. Antonín Bajaja może wspominać swoje dzieciństwo z
uśmiechem i nutą sentymentu. Dopiero jako dorosły człowiek zrozumiał w jak
dramatycznych i niespokojnych czasach ono wypadło; pojął jakie prześladowania
dotknęły jego rodziców (a zwłaszcza dziadków) i jakie tragedie spotkały niemal
wszystkich przyjaciół rodziny i całe sąsiedztwo. Zrozumiał także, że tylko
mądrości i miłości swoich najbliższych zawdzięcza to, że w ogóle dane mu
było zwyczajne dzieciństwo, z którego mógł zachować niewinne (niezasnute
czarnymi chmurami) wspomnienia. Jego książka jest zatem podziękowaniem i hołdem
dla rodziny, ale jest równocześnie świadectwem odchodzenia pewnej epoki.
Jest barwnym freskiem społecznym – obrazem ludzi, którzy wypełniali świat jego
dzieciństwa - portretem zlínskiej elity –
tej grupy społecznej, która ucierpiała, gdy po przewrocie lutowym władze
komunistyczne postanowiły „oczyścić społeczeństwo z burżuazji”…
Dodatkowym smaczkiem powieści jest miejsce jej
akcji. Pewnie w pierwszej chwili nic nam ono nie wówi, ale wystarczy poszperać w sieci, by przekonać się, że Zlín nie jest zwyczajnym miastem na prowincji i że przed wojną staowił imperium przedsiębiorcy - Tomáša Baťy1 - magnata przemysłowego, geniusza i wizjonera (zwanego królem butów, niekoronowanym królem moraw, a nawet Henry'm Fordem Europy). Tomáš Bat'a zasłynął jako geniusz handlowy i organizacyjny, ale sławę również przyniosło mu promowanie kapitalizmu z ludzką twarzą. Zlín jest wybudowany według jego wizji i w zasadzie do dziś w całości stanowi pomnik jego geniuszu. Tomáš Bat'a nie jest bohaterem książki, ale jego duch niewątpliwie się nad nią unosi. Antonín Bajaja jakoś nawet specjalnie do niego nie
nawiązuje, jeśli już - robi to mimochodem (nie musi niczego tłumaczyć, jego
rodacy w lot pojmują aluzje), natomiast polski czytelnik łatwo może dotrzeć do
informacji. Nie jest to niezbędne, ale ubarwia powieść i pogłębia refleksje.
Czyż nie pozwoli wychwycić smutnej aluzji, gdy autor pisze o
tęsknocie zlínskiej społeczności za „komunizmem z
ludzką twarzą”?
Książka należy do tych, przy których brniemy
przez początek, by wdrożyć się w rytm i specyficzną narrację, by za chwilę już wciągnąć się tak głęboko, że nie możemy (i nie chcemy) o niej
zapomnieć, mimo iż dawno zamknęliśmy ostatni rozdział… Utwór jest i zarazem nie
jest typową powieścią epistolarną; przekonujemy się, że w pewnym sensie stanowi
barwny kolaż złożony nie tylko z listów. Rozdziały faktycznie przyjęły formę
listów do siostry, ale mamy świadomość, że tylko część z nich jest „autentyczna”
i pochodzi z przeszłości – i zapewne ta część zainspirowała autora do napisania
książki - dała mu narzędzie służące nie tylko do opowiedzenia, ale również do
okiełznania jego historii. Decyzja o napisaniu książki w formie listów (czy też
stylizowanych listów) pozwoliła autorowi wprowadzić familiarny ton, ale również
zrezygnować z chronologii i linearnego sposobu opowiadania. Wiadomo –
wspomnienia rządzą się własnymi prawami, więc pamięć autora meandruje
swobodnie, a wydarzenia zestawiane są przeważnie nie według dat, lecz według
skojarzeń. Z jednej strony powoduje to, że trzeba czytać uważnie, bo
narracja jest porwana (autor skacze w czasie, czasem wtrąca jakiś wiersz lub fragmenty filmu). Z
drugiej strony – ten styl nie powoduje szczególnego chaosu. Spokojnie sobie
dryfujemy wraz z fabułą, nasi bohaterowie raz są nieco starsi, to młodsi, ale w
niczym nie wpływa to na logikę wydarzeń; a to, że zobaczymy najpierw
toaletę spacerową wdowy sędziny Linhartovej, w niczym nie koliduje, by stać się
za chwilę świadkiem jej popisów wokalnych na jakimś raucie lub pląsów na
lodowisku – w towarzystwie nikogo innego, tylko jej dumnego małżonka –
sędziego Linharta... Podobne przeskoki w czasie pozwalają przyjrzeć się poszczególnym postaciom, przekonać się jakie życie prowadzili przed lutowym przewrotem i jaka przyszłość i czeka w komunistycznej rzeczywistości.
Książka bywa porównywana do filmu Amarcord z 1973 roku i to odniesienie narzuca się samo, ponieważ autor wielokrotnie do dzieła Felliniego nawiązuje, korzysta nawet z jego oryginalnych rozwiązań (m.in. ze sposobu „montażu" kolejnych scen, z jego przesłania i ze sposobu przedstawienia całej opowieści), a przede wszystkim trzeba podkreślić, że emocje pisarza często po prostu współgrają z wrażliwością Felliniego. Książka jest opowiedziana tak jak Amarcord i jest hołdem dla reżysera. W dialekcie rzymskim słowo „amarcord" znaczy: „pamiętam" lub „przypominam sobie", a przecież książka Bajaji jest zrodzona z tej samej potrzeby.
W tym miejscu należy wspomnieć o kolejnym atucie powieści - o niezwykle plastycznym, często poetyckim języku i o umiejętności budowania przez autora niemal gotowych filmowych scen. Owe sceny są tak dopieszczone - tworzą zamknięte całości, że można by je „wyjąć" z powieści i umieścić w tomiku opowiadań. Czytając je, mamy wrażenie, że oglądamy film. Niektóre z nich są żywiołowe i dynamiczne (w filmie zostałyby zrealizowane bardzo krótkimi ujęciami bądź kamera kręciłaby się wokół własnej osi, rejestrując świat pędzący w szalonym tempie wokół niej; tak wydaje się „zmontowana" scena procesji i rewelacyjny obraz dzieci na odpuście. Drugi rodzaj scen jest bardziej statyczny (przypomina ujęcia szerokokątną kamerą, rejestrującą mnóstwo szczegółów) i służy stworzeniu zbiorowego portretu bohaterów książki - np. obraz zlínskiego towarzystwa zgromadzonego w ogrodzie dla
uczczenia ukazania się zorzy polarnej i wydarzenia na lodowisku. Te obrazy (opowiadania) służą ukazaniu nastrojów społecznych. Epizod z pękniętym lodem dodatkowo naładowany jest symbolizmem, ponieważ wieszczy w pewnym sensie „pęknięcie" w społeczeństwie.
Książka powinna spodobać się wielbicielom Hrabala i książki Taka piękna żałoba, ponieważ Antonín Bajaja stworzył podobny klimat i opisał wspomnienia i obrazy, które nosi w sobie i które się wraz z nim nie starzeją (świat przedstawiony z perspektywy uroczych i przedsiębiorczych urwisów jest niezapomniany). Z drugiej jednak strony - Bajaja poszedł krok dalej, ponieważ sednem książki nie byo wyłącznie odtworzenie magii dzieciństwa, ale ukazanie pewnego procesu. Autor zestawia przez cały czas dzieciństwo z okresem późniejszym, a więc w kulminacyjnym momencie nasz bohater dorasta i dojrzewa do zmierzenia się z rzeczywistością. A także do opowiedzenia się po właściwej stronie…
Nad piękną modrą Dřevnicą - jest nie tylko książką wspomnieniową pełną wybornych portretów i skarbnicą anegdot. To opowieść o czułej mądrości i poświęceniu, o rodzicielskiej miłości, która otacza kloszem, a jednocześnie niczego nie narzuca, nie wymusza i pozwala uczyć się na błędach. Opowieść o rodzinnych legendach, które pozwalają przetrwać najgorsze chwile, o ludziach, z którymi odczuwało się wspólnotę (w czasach gdy żyło się z ludźmi, a nie obok nich) i o uzdrawiającej mocy śmiechu, bo wyczucie komizmu jest czasem jedynym orężem i pozwala uratować z opresji to, co najważniejsze - dumę. Co ważne – książka dostarcza wzruszeń, gdy opowiada o „sprawach małych”, ale nie epatuje patosem, gdy porusza „sprawy wielkie”. Ale taka już jest specyfika typowego, legendarnego czeskiego poczucia humoru.
Książka powinna spodobać się wielbicielom Hrabala i książki Taka piękna żałoba, ponieważ Antonín Bajaja stworzył podobny klimat i opisał wspomnienia i obrazy, które nosi w sobie i które się wraz z nim nie starzeją (świat przedstawiony z perspektywy uroczych i przedsiębiorczych urwisów jest niezapomniany). Z drugiej jednak strony - Bajaja poszedł krok dalej, ponieważ sednem książki nie byo wyłącznie odtworzenie magii dzieciństwa, ale ukazanie pewnego procesu. Autor zestawia przez cały czas dzieciństwo z okresem późniejszym, a więc w kulminacyjnym momencie nasz bohater dorasta i dojrzewa do zmierzenia się z rzeczywistością. A także do opowiedzenia się po właściwej stronie…
Nad piękną modrą Dřevnicą - jest nie tylko książką wspomnieniową pełną wybornych portretów i skarbnicą anegdot. To opowieść o czułej mądrości i poświęceniu, o rodzicielskiej miłości, która otacza kloszem, a jednocześnie niczego nie narzuca, nie wymusza i pozwala uczyć się na błędach. Opowieść o rodzinnych legendach, które pozwalają przetrwać najgorsze chwile, o ludziach, z którymi odczuwało się wspólnotę (w czasach gdy żyło się z ludźmi, a nie obok nich) i o uzdrawiającej mocy śmiechu, bo wyczucie komizmu jest czasem jedynym orężem i pozwala uratować z opresji to, co najważniejsze - dumę. Co ważne – książka dostarcza wzruszeń, gdy opowiada o „sprawach małych”, ale nie epatuje patosem, gdy porusza „sprawy wielkie”. Ale taka już jest specyfika typowego, legendarnego czeskiego poczucia humoru.
Książkę polecam zwłaszcza osobom, które lubią
literackie wyzwania.
1. Tomáš Baťa
(1876-1932) czeski przemysłowiec, założyciel przedsiębiorstwa Bat’a.
Urodził się w rodzinie tradycyjnie zajmującej się szewstwem. W roku 1894 (wraz
z rodzeństwem) założył przedsiębiorstwo produkujące obuwie. W celu poznania
nowych technologii odbył podróż do USA, gdzie zatrudnił się w jednej z fabryk.
Po powrocie wyposażył swoją fabrykę w maszyny i rozpoczął produkcję masową.
Podczas I WŚ, dzięki zamówieniom austriackiej armii, nastąpił szybki rozwój
przedsiębiorstwa, a w roku 1925 zatrudniał 5200 pracowników i zaczął wkraczać
ze swoim towarem na rynki międzynarodowe. W 1931 przedsiębiorstwo stało się spółką akcyjną, Bat’a zaczął inwestować w przemysł budowlany,
tekstylny, maszynowy, taboru kolejowego, lotniczy, papierniczy, chemiczny,
bawełniany, rolnictwo, leśnictwo i w plantacje kauczuku. /na podstawie Wikipedii/